Soulution 725
Recenzje
Recenzja Soulution 725 w The Absolute Sound
What this translates to sonically is almost exactly the same thing that it translated to in the 501 monoblocks—an amplifier with simply unparalleled bass-range power, color, and impact (even better here than the 501, an amp that I thought couldn’t be bettered in the bottom octaves), a power range and midrange of exceptional warmth and tonal beauty (ditto), and a treble that is as liquid, edgeless, and delicately detailed as any I’ve heard from solid-state. The 711 stereo amplifier is every bit as gorgeous, thrilling dynamic, startlingly lifelike (given the right sources), and seemingly inexhaustible as the superb 501 mono. Indeed, it might be just a shade more inexhaustible (if that isn’t a solecism), in that it doesn’t ultimately give up the ghost and shut down, no matter how loudly you play it. In addition to its inexhaustibility, the 711 has much of the same marvelous (and extremely lifelike) sonic stability of the 5 Series monoblocks—sounding virtually (though perhaps not quite as completely) the same at very low levels as it does at ear-splittingly high ones.
So far I’m describing an amp that has the same virtues as a less expensive one. But the truth is that the 711 has a leg up on the 501 in every area in which the less-pricey amp excels; plus it does certain things more than a leg better that the 501. First, there is the sheer amount of information about performers and performance that the 711 delivers. While the 501 is an extremely detailed amplifier, it’s no Soulution 710 when it comes to low- and high-level resolution. The 711 very nearly is. To hear the effortless way this amp sorts out strings, winds, brass, and percussion (and individual players within each section) even on the most floor-shaking fortississimos of a terrifically busy and dynamic piece like the Feria of Ravel’s Rapsodie espagnol is to hear a huge symphony orchestra reproduced with so much of the limitless ease and air, dense and variegated tone color, and thrilling acoustical power of a real orchestra in a real hall that it will send chills down your spine and goosebumps up your arms. (The Soulution 711 is, if nothing else, a non-stop goosebump-raising machine, regardless of music.)
But the 711 doesn’t just turn this high-resolution trick with big music—be it classical, rock, or jazz. It also has the 710’s ineffable touch when it comes to very low-level textures—the way strings, for instance, are being plucked or brushed or picked, or singers are shepherding their breath or modulating their vibrato. Soulution’s new stereo amp will leave you in no doubt about how a performer is playing his instrument and the mechanism by which the instrument is producing sound. When, for instance, I told you in a previous review about being able to hear how pianist Gilbert Kalish was alternately using his fingernails and the pads of his fingertips to rub the thick coiled strings of his concert grand in the open-piano glissandos of George Crumb’s Four Nocturnes, I was also telling you about the incredibly fine resolution of colors, textures, and articulations that Soulution’s new amplifier and preamplifier are capable of. Of course, the 710 and 720 preamp were capable of this selfsame thing, the difference being that the 711/725 does it while also fully preserving the natural warmth and density of tone color of the instrument Kalish is playing. (The second thing the Soulution 711 is, if nothing else, is meltingly beautiful in timbre.)
Then there are its bass dynamics. As I’ve already noted, I thought the Soulution 501 was unbeatable in the low end. But in all my life I’ve never heard Fender bass lines, kickdrums, and toms reproduced by an amplifier with as much lifelike speed, color, power, authority, and effortless ease as they are through the 711. Listeners have literally come out of their chairs when they’ve heard the tremendous impact of Chris Frantz’s sledgehammer drumming at the end of “Life During Wartime” or Tina Weymouth’s fat, throbbing, incredibly powerful bass line intro to “Take Me To The River” from The Talking Head’s Stop Making Sense. And, as I’ve already noted, the 711 is just as incredibly lifelike on big moments with full orchestra, such as the massive crescendos of Rapsodie espagnol. Trust me here: Outside of an actual rock, big jazz band, or symphonic concert, you’ve never heard anything like this amp in the bottom octaves. Which leads me to the third thing that the Soulution 711 is; if nothing else, it is a benchmark in the bass and power range, capable of unrivaled slam, inexhaustible dynamic range, and ravishing tonal color.
As great as the Soulution 711 is, there are other amps out there that may equal or outdo it in this area or that. (The Constellation amps, for instance, are at least as quick and detailed, albeit leaner and less authoritative in the bass range and more top-down sounding; the fabulous Siltech SAGA system is also nearly as high in speed and resolution and at least as beautiful in tone color, although also somewhat top-down in balance and less visceral in impact, at least in comparison to the ultra-authoritative bass octaves of the Soulution; when it comes to vocal realism the ARC amps I mentioned a paragraph ago still rather own the midrange; and the Technical Brain TPB-Zero/EX remains the once and future king of transient speed, ultra-fine detail, and colorless neutrality—the perfect amp for “transparency-to-source” listeners.) Still, IMO, none of these very worthy competitors has quite the same universal appeal—the potential to please every kind of listener on every kind of music in virtually every kind of system (save perhaps for horns)—that I feel the Soulution 7 Series gear has. This is an amp (and preamp) with enough resolution to consistently delight a fidelity to sources listener like me, enough fool-ya realism (on realistic recordings) to make absolute sound listeners swoon, and more than enough beauty and dynamism to knock it out of the park for those of you for whom the power and passion of music come first. Trust me again, folks: Once you hear the 711 you’ll want to own it.
Link do recenzji: Soulution 725 – The Absolute Sound
Recenzja Soulution 720/721 w Hi-Fi i Muzyka
Dźwięk otoczył mnie nieskrępowaną dynamiką, błyskawicznym atakiem, świetną definicją i potężnym wolumenem. To było jak efekt wodospadu krystalicznie czystej wody, rozlewającego dookoła muzykę. Soulution oddał nie tylko dźwięki ją tworzące, ale także kunszt jej wykonania i towarzyszące emocje. Czy poprzez niezaangażowanie, rozumiane jako całkowita neutralność, można osiągnąć taki efekt? Skąd wiadomo, że wzmacniacz nie zostawia żadnej sygnatury na barwie systemu? Jak to się dzieje, że różne urządzenia, dobrze znane, dobierane pod kątem systemu jako całości, z wiarą w ich jakość, ale i ze świadomością ich ograniczeń, nagle odzywają się przez Soulution jak komponenty najwyższej klasy? Czy to Soulution zdejmuje z nich tajemnicze okowy, czy też sam w bliżej nieokreślony sposób porządkuje i doprowadza do perfekcji cały system? Czy coś wynika z jego parametrów, poza o kilka rzędów wielkości niższym niż zwykle poziomem zniekształceń? Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, bo nie ma większego sensu zaprzątać sobie nimi głowy wobec dźwięku tej klasy. Dźwięku, dla którego istotą pozostaje odtwarzana muzyka. Spójność brzmienia i wyrównanie zakresów są wzorowe, żaden nie dominuje, nie podkreśla odmienności własnego charakteru.
Zmiana wzmacniacza mocy na Ayre V-5 tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Soulution 720 jest przedwzmacniaczem brzmieniowo idealnym. Różnica w dźwięku sprowadziła się do zmiany klimatu na nieco bardziej relaksujący, mniej napięty do skoku, delikatnie zaokrąglony. Dźwięk pozostał jednak soczysty i szybki.
Co w tej konfiguracji wnosi przedwzmacniacz? Znowu nic? Czy rzeczywiście pozwala tylko w pełni wykorzystać potencjał źródeł i wysterować końcówkę mocy? Obiektywnie, 720 najmniej wpływa na modelowanie brzmienia. Byłoby to trochę smutne podsumowanie. Może jednak działa jakaś magia w świecie hi-endu? Bo…
… przedwzmacniacz Soulution 720 odkrywa muzyczny mikrokosmos.
Końcówka mocy 710 do osiągnięcia pełnego potencjału wymaga stosowania przedwzmacniacza Soulution 721 (ewentualnie 720, jeżeli korzystamy z gramofonu). Dopiero z nim jest wysterowana jak należy i potrafi pokazać, jak fantastycznie barwnym i głębokim basem dysponuje. Podłączona bezpośrednio do odtwarzacza CD gra na pół gwizdka. Oszczędność finansów jest znacząca, niestety okupiona brzmieniowym kompromisem. Z takich właśnie kompromisowych odsłuchów rodzą się opinie o jej szczupłym czy przesadnie analitycznym brzmieniu. Jeżeli jednak posłuchacie 710 w konfiguracji, do której została przeznaczona, szybko zmienicie zdanie. Alpejska zima zamieni się w ciepłą wiosnę. Barwa dźwięku się nasyci i zyska pełnię. Pojawi się bogactwo niuansów i gra światłocieni tak intrygująca, że trudno się będzie oderwać od słuchania. To jest granie na abstrakcyjnie wysokim poziomie. Niezmiernie wyrafinowane i nie mające odpowiednika w świecie hi-endu.
Ten test to wyraz mojego najwyższego uznania dla dokonań Soulution. Dla wiedzy konstruktora Christophera Schürmanna i odwagi inwestorów z, będącej właścicielem marki, firmy Spemot – Cyrilla Hammera i Rolanda Manza, którzy nie bali się sfinansować ryzykownej idei. Egzotycznie drogich wzmacniaczy w samej Szwajcarii znalazłoby się przecież z tuzin, a przecież do tego dochodzą jeszcze Ameryka, Europa i Japonia. A jednak Soulution udało się zaproponować produkt, którego głównym wyróżnikiem nie jest bynajmniej szokująca cena, lecz najwyższej próby brzmienie. Udało się stworzyć to, o czym konkurenci mogą tylko mówić – wzorcowo neutralny i transparentny wzmacniacz, który niczego nie przekłamuje. Czy nowe modele – 711 i 701 – będą równie dobre? Szwajcarzy zdecydowali się na kolejny ryzykowny krok i wymienili zasilane liniowe na impulsowe. Czy słusznie? Wkrótce się przekonamy. Na razie wielkie brawa należą się zestawieniu odchodzącej już powoli z katalogu końcówce mocy 710 i jak najbardziej aktualnemu przedwzmacniaczowi 721. Ta para ma wszelkie dane po temu, by stać się legendą hi-endu i obiektem pożądania majętnych kolekcjonerów. W mojej osobistej ocenie to mistrzostwo świata. Fantastyczny i prawdomówny wzmacniacz, do którego większość z nas może tylko wzdychać.
Link do recenzji: Soulution 720/721 – Hi-Fi i Muzyka
Recenzja Soulution 720 w Hi-Fi i Muzyka
Po czym przychodzi ktoś z elektroniką Soulution i wszystko staje się widoczne jak na dłoni. Zaczyna się od różnic między kolumnami, a potem dochodzimy do różnic pomiędzy nagraniami. O kablach nie wspominam, bo nie próbowaliśmy ich zmieniać, ale nie zdziwiłbym się, gdyby słychać było nawet różnice w kolorze izolacji. Zauważyłem w tym momencie, jak niewiele zwracam uwagi na brzmienie samej elektroniki. Coś w tym jest. Z każdymi głośnikami gra inaczej, ale też z każdymi bardzo, bardzo dobrze. Dojrzały dźwięk bez słabych punktów, a przy tym niesłychana przejrzystość dla reszty toru, włączając w to tor rejestracji nagrania. „Les feuilles mortes” (czyli jak to u nas mówią „Jesienne liście”) brzmiały „cudniście”. W efekcie wysłuchałem całej płyty do końca, niewątpliwie marnując czas, który powinienem był poświęcić na odsłuch krytyczny. Na tym etapie był już bezkrytyczny.
Wzmacniacz Soulution to imponujący przedmiot, i sam w sobie może stanowić coś w rodzaju wyzywającej ozdoby. Postawiony w salonie, będzie przyciągał uwagę, a informacja o jego cenie wzbudzi oburzenie gości. Jednak poza aparycją jest to wspaniałe urządzenie do odtwarzania muzyki, najlepszy wzmacniacz, jaki słyszałem w kontrolowanych warunkach. Jak gra? Tak jak to, co do niego podłączymy, a nawet lepiej. Najchętniej zainstalowałbym go teraz we własnym domu i przynajmniej przez miesiąc przysłuchiwał się, jak grają z nim moje kolumny, źródła i płyty. Nie zrobię tego, bo i tak musiałbym go później oddać.
Szwajcarski wzmacniacz jest bardzo neutralny i nie narzuca się reszcie systemu. Z każdymi zestawami brzmiał inaczej, bez wprowadzania swoich naleciałości. Okazał się znakomitym miernikiem kolumn. Pokazywał ich brzmienie takim, jakie faktycznie było, bez przeinaczania czy zaciemniania. Pozwalał je usłyszeć ze wszystkimi zaletami i niedoskonałościami. Soulution to marzenie recenzenta. Pełna precyzja urządzenia, które doskonale nadaje się do testowania kolumn. Odziera je z kolorowych opakowań i pokazuje ich prawdziwe brzmienie. A to bywa różne. Ten wzmacniacz to klasyczny tranzystor o zupełnie nie tranzystorowym brzmieniu. Jeśli jest się jego szczęśliwym posiadaczem, to spokojnie można usiąść w fotelu i prześwietlać wszystkie kolumny świata, mając praktycznie gwarancję ich prawdziwego brzmienia.
Link do recenzji: Soulution 720 – Hi-Fi i Muzyka
Soulution 725
Nagrody
Soulution 725 – The Absolute Sound – Editor's Choice 2023

Link: Soulution 725 – The Absolute Sound – Editor's Choice 2023
Soulution 725 – The Absolute Sound – Product of the Year 2014

Link: Soulution 725 – The Absolute Sound – Product of the Year 2014
Zobacz także
Soulution
Cennik
Cennik Soulution
Link: Cennik Soulution
Soulution
Dealerzy
Dealerzy Soulution
Link: Dealerzy Soulution