Soulution 525
Dane techniczne
Zasilanie 220 – 240 V (50 – 60 Hz); 100 – 120 V (50 – 60 Hz)
Pobór mocy < 0,5 W w trybie czuwania, 100 W podczas pracy urządzenia
Wejścia 2 × zbalansowane (XLR); 2 × niezbalansowane (RCA)
Wyjścia 1 × zbalansowane (XLR); 1 × niezbalansowane (RCA)
Impedancja wejściowa XLR: 820 kΩ, RCA:47 kΩ
Impedancja wyjściowa 10 Ω symetryczna (XLR) 10 Ω niesymetryczna (RCA)
Napięcie wyjściowe 16 VRMS zbalansowane (XLR); 8 VRMS niezbalansowane (RCA)
Prąd wyjściowy maks. 0,2 A (ograniczony)
Pasmo przenoszenia (– 3 dB) DC – 2 MHz
Stosunek sygnału do szumu 120 dB
THD+N < 0,00009% (20 Hz – 20 kHz)
Separacja kanałów 130 dB
Wzmocnienie (maks.) +15 dB
Gama regulacji głośności od + 15 dB do – 79 dB w krokach co 1 dB
Wymiary (szer. x wys. x gł.) 442 × 143 × 448 mm
Waga ok 20 kg
LINK (zdalne włączanie) sygnał sterujący 12 VSion
Soulution 525
Recenzje
Recenzja Soulution 525 w Soundrebels.com
Gdybym miał prześledzić poszczególne zakresy częstotliwościowe, wyglądało to tak. Bas bez oznak wycinania żyletką, czyli rysowany nieco grubiej, ale również bez buły, środek dobrze zdefiniowany barwowo, a góra otwarta, jednak nie wyrywająca się do życia w swoim świecie, tylko przy dobrym naświetleniu wydarzenia muzycznego delikatnie stonowana. Niemożliwe? To nie jest sygnatura Soulution? Owszem, możliwe i myślę, iż dobrze stało się, że udało mi się go posłuchać, gdyż tak jak kilka innych urządzeń i systemów na wystawach audio w odpowiednich warunkach, nareszcie pokazał swoje prawdziwe ja.
Kolejnym krążkiem był lekki koncertowy free-jazz na cztery saksofony barytonowe i perkusję Bluiett Baritone Nation „Libation For The Baritone Saxophone Nation”. I jak? Podobnie do rocka, czyli z energią nisko schodzących dęciaków, natychmiastowością zmiany tempa grania i mocy akcesoriów perkusisty. Nic tylko słuchać. Oczywiście całość konsekwentnie niosła znamiona zaskakującej jak na opinie wielu rozmówców plastyki, jednak ani trochę nie odbierałem tego jako zła, a jedynie swoistego sznytu.
Jak wynika z powyższego testu, zajmowana pozycja w cenniku Soulution ma swoje, co prawda bardzo przyjemne w odbiorze, ale bez dwóch zdań pewnego rodzaju reperkusje w oddaniu prawdy o wydarzeniach muzycznych. Jednak jak wspomniałem, to nie jest siłowe naginanie prawd rządzących światem do swoich upodobań, tylko lekkie ukierunkowanie procesu słuchania muzyki w stronę przyjemności. Naturalnie przy znacznie bardziej ofensywnych kolumnach od moich owa oferta brzmieniowa lekko ewoluuje, jednak jestem dziwnie przekonany, że tytułowy pre – power (525/511) nadal będzie odznaczać się pokazaniem świata w kojących nasze narządy słuchu, niż agresywnych nutach. Czy to źle? Jak pisałem, to zależy. Ja mam bardzo gęsty zestaw, a mimo to było z werwą i rozmachem. Zatem nie trzeba być omnibusem, aby wysnuć teorię, iż przy aplikacji w bardziej neutralny tor, nasi bohaterowie dla wielu z Was mogą być trafieniem w przysłowiowa dziesiątkę.
Chodzi bowiem o to, iż pomimo bezwzględnej kontroli w całym paśmie jego dźwięk bezdyskusyjnie zasługuje na miano jedwabiście … kremowego. Szukając jakiejś recenzowanej przez nas analogii, do której moglibyśmy odnieść walory soniczne tytułowej parki moje pierwsze myśli powędrowały w kierunku dzielonej referencji Audioneta – STERN & HEISENBERG. Oczywiście intensywność i wolumen w wykonaniu Berlińczyków szły o krok, czy nawet dwa dalej, jednak jeśli chodzi o sam sznyt, estetykę grania, to oba sety ewidentnie grały do tej samej bramki. Mając jednak na uwadze ich słodką jedwabistość należy jednak pamiętać również o niezwykłej rozdzielczości i zdolności różnicowania jakości dostarczonego sygnału.
Całe szczęście, pomimo całej wspominanej dotychczas kultury i opanowania godnego rezydującego w Zurichu doświadczonego bankiera, zestaw Soulution potrafił obudzić w sobie prawdziwą bestię i dosłownie wgnieść słuchaczy w fotel tak bezpardonowym atakiem, jak i ogromem informacji wynikającym z jego wybornej rozdzielczości. Czy to będzie wwiercający się w naszą korę mózgową rozwibrowany riff, czy bezlitośnie kopiąca po trzewiach podwójna, stopa możemy mieć pewność, że z łatwością zdefiniujemy ich pozycję na niezwykle precyzyjnie nakreślonej scenie, jak i formę obsługującego je jegomościa. W dodatku ów natłok informacji wcale nie powoduje przesytu, gdyż szwajcarska dzielonka wręcz obsesyjnie skupia się na oddaniu pełni drzemiącego w materiale źródłowym ładunku emocjonalnego, lecz z równym pietyzmem dba o to, by nic od siebie nie dodać i po prostu nie przedobrzyć popadając w zbytnią ofensywność, czy wręcz niezrozumiałą agresję.
Soulution 525 & 511 to zestaw nieoczywisty i niebanalny, gdyż łączy industrialny minimalizm swej szaty wzorniczej i ultra nowoczesne układy wewnętrzne z niezwykle gładkim i homogenicznym brzmieniem zadając tym samym kłam twierdzeniom o technologicznej bezduszności. Jest w pełni namacalnym dowodem, że to nie konkretna topologia, układ, czy konfiguracja determinują finalne brzmienie urządzenia, lecz jedynie mniej, bądź bardziej umiejętna ich aplikacja. A ekipa Soulution na tym polu osiągnęła prawdziwe mistrzostwo.
Link do recenzji: Soulution 525 – Soundrebels.com
Recenzja Soulution 525 w Hi-Fi i Muzyka
Niech zatem nikogo nie zmyli zdystansowany ton dalszych akapitów. Preamp Soulution jest bowiem fantastyczny! Jego brzmienie jest perfekcyjne i doszukiwanie się w nim wad wyglądałoby na nieporozumienie.
Soulution 525 gra otwarcie i odważnie. Jest w nim pewna niezaprzeczalna śmiałość – tak w artykułowaniu dźwięków, jak i rozstawianiu instrumentów na scenie. Chwilami ulegałem iluzji, że jakiś fragment pasma jest faworyzowany. Szybko się jednak okazywało, że wynikało to ze specyfiki nagrania, a nie urządzenia. Szwajcarski przedwzmacniacz faworyzuje bowiem… każdy zakres, czyli pozostaje neutralny, lecz na jakimś wyższym, trudnym do uchwycenia szczeblu muzycznej intensywności. To coś w rodzaju grania pełną piersią, z entuzjazmem i rozmachem. Takiego, w którym poświęcenie tajemniczości, dyskrecji czy szczypty romantyzmu pozwala na bardziej bezpośredni kontakt słuchacza z muzyką.
Kiedy testuję urządzenie o podobnym temperamencie, to częściej niż zwykle na talerzu odtwarzacza lądują płyty z klasyką. Tak było i tym razem. Soulution zapewniał dźwięk bez przytłumienia, które często przeszkadza w odbiorze takiego repertuaru. A zdarza się ono czasem nawet w hi-endzie. Dobroczynny wpływ 525 najbardziej można docenić właśnie w symfonice oraz w utworach fortepianowych.
Dotychczasowe obserwacje układają się w obraz brzmienia z charyzmą. Soulution gra w sposób zaangażowany, jakby narzucając słuchaczowi własne warunki. Ale czy taki obraz muzyczny nie jest przypadkiem zaprzeczeniem neutralności? I czy nie zapodział się gdzieś po drodze deklarowany przez producenta ideał przejrzystości? Odpowiedź na pierwsze pytanie przynosi analiza średnicy pasma. Jest ona płynna i muzykalna, wolna od śladów stereotypowo rozumianej lampowości. Rozpiętość barw zmieści wszystko, co dostarczy źródło, przy czym ich nasycenie zdumiewa opanowaniem i zdrowym rozsądkiem. Można odnieść wrażenie, że konstruktor chciał zdusić w zarodku wszelkie pokusy stworzenia brzmienia odrobinę choćby ładniejszego niż w rzeczywistości. Moim zdaniem – było warto, bo osiągnięty efekt pozwala na wczucie się w istotę muzyki, bez rozpraszania uwagi dodatkowymi ozdobami.
Dźwięk 525 nie potrzebuje żadnych ozdób. Wystarczy, że nie stłumi nawet ledwie słyszalnej informacji na płycie. Opisywana wcześniej energetyczność nie stoi w sprzeczności z przejrzystością jako taką. W wykonaniu Soulution 525 przejrzystość przyjmuje postać krystalicznej czystości. Ten element, wraz z wyśrubowaną mikrodynamiką, daje brzmienie dźwięczne i donośne. Ci, którzy preferują ciche słuchanie, będą doskonale wiedzieli, co mam na myśli. Niezależnie od poziomu wysterowania (no, może prócz samego dołu skali), żaden dźwięk nie ginie, ani nawet nie blednie.
Link do recenzji: Soulution 525 – Hi-Fi i Muzyka
Recenzja Soulution 525 w Fairaudio
Der meiner Pass-Endstufe liegt bei relativ niedrigen 150, bei der Soulution 511 hingegen bei 10.000. Klar, das hört man. Die Schweizer ziehen, wo nötig, knochentrocken bis in die tiefsten Bereiche durch. Der Monsterbass im Billie-Eilish-Monsterhit „Bad Guy“ (Album: When We All Fall Asleep, Where Do We Go?; auf Amazon anhören) kommt so knallhart wie im Club, ohne untenrum im Pegel auch nur ein Jota nachzugeben, während mein kalifornischer Amp das weicher, wohliger und insgesamt minimal substanzieller gestaltet – aber unterm Strich etwas weniger differenziert. Und so geht’s mit Rock, Pop und Electro stets zu. Immer bekomme ich mit den Schweizern den informationsreicheren, nachdrücklicheren Tiefbass präsentiert, und das liegt nicht nur daran, dass im Oberbass „kein Buckel die Sicht versperrt“, um es mal sehr übertrieben zu formulieren.
Nun ist es ja aber auch so, dass eine hohe Kontrolle im Bass bisweilen zu trocken, starr und monochrom wirken kann, das habe ich schon mit der einen oder anderen Endstufe erlebt. Dadurch wirkt die Wiedergabe akustischer Instrumente wie Cello, Kontrabass, Klavier, Orgel etc. nicht gerade natürlicher. Doch mit den Soulution ist das Gegenteil der Fall: Farbe im Bass, mikrodynamische Details, jede subtile Textur eines Instrumentenkorpus, hier kriege ich gewissermaßen das komplette „Briefing“. Dass das Gespann aus 525 und 511 beides beherrscht – eisenharte Kontrolle bei Synthiebässen und Nachzeichnen subtilster Resonanzen eines Flügels etwa –, ist das eigentlich Besondere, was mich am Bassbereich begeistert.
Das mit der Auflösung wird im Mitten- und Hochtonbereich nicht schlechter, eher im Gegenteil. Ob nun Norah Jones singt oder Nick Cave, in beiden Fällen wirkt’s näher dran. Was ich nicht räumlich meine, sondern in Sinne der alten Phrase „ein weiterer Schleier wird gelüftet“ – sorry, was kann ich dafür, wenn es genau so wirkt? Mit den Schweizern bekomme ich einfach mehr mit von Intonation, feindynamischem Verlauf, den „Atmern“ zwischen den Strophen usw. Was mir beim Gesang, aber exemplarisch auch beim Cello (etwa bei Leyla McCallas „I grow Older-Dreamer“ vom Album Vari-Colored Songs: a Tribute to Langston Hughes; auf Amazon anhören) aufgefallen und für mich eigentlich noch wichtiger ist: Hier gibt‘s eine „Festigkeit im Ton“, die wirklich frappiert. Was soll das nun bedeuten?
Nun, manche assoziieren das mit einer gewissen Wärme, einer sonoren Gangart, denn die lässt das Klangbild ja häufig „körperlicher“ erscheinen. Das meine ich aber nicht, denn die Soulution-Kombi ist, wie gesagt, erzneutral. Es wirkt eher so, als würde hier das klangliche Konzentrat dargestellt, während es mit anderen Verstärkern – vergleichsweise! – verwässerter, gestreckter klingt. Öl-Gemälde vs. Aquarell – konzentriert auf den Punkt vs. größer, weicher, durchscheinender. In diese Richtung müssen Sie denken. Das Absurde (für mich) ist, dass ich meine Pass-Kombi gerade auch wegen ihrer hohen Deckkraft schätze. Nun, hier scheint sich wieder mal eine weitere Phrase – „das Bessere ist des Guten Feind“ – zu bewahrheiten. Kein Wörtchen findet sich in meinen Hörnotizen so oft wie: fester!
Kick ist das richtige Stichwort: Dynamik, Timing, Rhythmusgefühl und Impulswiedergabe gehören zum Besten, was mir je untergekommen ist. Punkt. Okay, es ist nun nicht so, dass die Soulution so eine Art „Boogie-Faktor“ (à la Naim) eingebaut hätten, sie swingen nicht, sie geben wieder, so sind sie, die Eidgenossen. Aber da sie das so extrem ernst nehmen, kommt gefühlt auch alles durch, was die Tonkonserve liefert.
Link do recenzji: Soulution 525 – Fairaudio
Soulution 525
Nagrody
Soulution 525 – Fair Audio – Favourite Award 2023

Zobacz także
Soulution
Cennik
Cennik Soulution
Link: Cennik Soulution
Soulution
Dealerzy
Dealerzy Soulution
Link: Dealerzy Soulution