Eggleston Emma EVO
Recenzje
Recenzja Eggleston Emma EVO w Hi-Fi i Muzyka
Jeżeli nie czytaliście testu Nico EVO, to zajrzyjcie do przywołanego we wstępie wydania „Hi-Fi i Muzyki” 4/2024. Większość opisu można bowiem powtórzyć. W skrócie: monitory są tak przejrzyste i szczegółowe, że w pięciocyfrowej cenie bardziej chyba się nie da. Dochodzi do tego fenomenalna przestrzeń i jej organizacja. To wymarzony głośnik do klasyki, zwłaszcza dla osób, które chcą słyszeć każdy instrument osobno. A także do… studia. Tę opinię najwyraźniej podziela Bob Ludwig, jeden z najlepszych specjalistów od masteringu na świecie, który pracuje na najdroższych Egglestonach Ivy i chwali się tym tak samo, jak firma z Memphis jego poparciem.
Emmy dodały do brzmienia Nico to, czego można się było spodziewać. Niewykluczone, że wiele osób zdecyduje się właśnie na ten model, chociaż polecam zastanowienie. Obie opcje są tak samo dobre, ale każda ma swoje przewagi. Tę różnicę najprościej ująć następująco: Nico jest kwintesencją studyjnego monitora; Emma jego cywilną wersją.
O basie można powiedzieć więcej, przechodząc do rocka. Jest mocny i zdecydowany. Pompuje rytm energicznymi uderzeniami, pozostając przy tym szybkim i skoncentrowanym. W Nico EVO był twardszy i jeszcze szybszy; tutaj pozwala sobie na odrobinę miękkości, co akurat czyni słuchanie przyjemniejszym. Znów, w odniesieniu do rozmiaru membran, jego rozciągnięcie i siła okazują się imponujące. Emma zasługuje na tytuł basowego mistrza w swojej cenie, a przecież kosztuje niemało i ma liczną konkurencję. Znajdą się nawet dwukrotnie większe skrzynie, ale również z takich pojedynków może wyjść bez szwanku. Poza tym jest to bas świetnie trzymany w ryzach, bez śladu poluzowania, ponieważ nawet wspomniana miękkość opiera się na sprężynie i odczuwalnym zaburzeniu ciśnienia w pokoju przy każdym mocniejszym impulsie.
Kolejny atut stanowi dynamika, iście rockowa i koncertowa. Rytm i puls wysuwają się naprzód. Tak samo jak w symfonice doświadczamy studyjnej przejrzystości, poukładanych planów i separacji ścieżek, których nie powstydziłyby się słuchawki. Czasem wręcz odnosi się wrażenie, że to przesada, ale przecież głośniki nie produkują nowych sygnałów, ani nie dodają od siebie informacji, których nie zapisano na płycie. Mogą jedynie coś ograniczyć. Eggleston tego nie robi i po spotkaniu z dwoma modelami tej firmy mogę chyba powiedzieć, że to specjalność zakładu. Analityczna prezentacja to ich żywioł, a wyświetlanie detali, jakby nie były zagęszczone, osiąga poziom, na którym już myślimy, że więcej już nie trzeba.
Jeżeli szukacie miękkości, ciepła i płynnej narracji, to nie tutaj. W ogólnym ujęciu Emma EVO brzmi twardo, jasno i czysto. Pokazuje mnóstwo góry, którą można utemperować na przykład lampą (dobrym partnerem przypuszczalnie będzie Air Tight). Z tranzystorów idealne okazały się monobloki PS Audio BHK Mono 600; to przeciwwaga, a jednocześnie dopełnienie charakteru Egglestonów. Góra jest ostra, ale krystalicznie czysta i błyszcząca, a tego się nie da uzupełnić elektroniką. Tutaj znów objawia się studyjny charakter i dążenie do przekazania jak największej ilości informacji. Dream Theater buduje ścianę dźwięku. Nieduży pokój wypełnia gęste basisko. Słychać tempo, uderzenia, no i coś, co stanowi rzadkość w podobnym repertuarze: selektywność ścieżek. Jest agresywnie, twardo i brutalnie – dokładnie tak, jak ma być.
Link do recenzji: Eggleston Emma EVO – Hi-Fi i Muzyka
Eggleston Emma EVO
Nagrody
Zobacz także
Eggleston
Cennik
Cennik Eggleston
Link: Cennik Eggleston
Eggleston
Dealerzy
Dealerzy Eggleston
Link: Dealerzy Eggleston