Boulder 866
Recenzje
Recenzja Boulder 866 w Hi-Fi i Muzyka
Akt pierwszy – odsłuch klasyczny...Brzmienie Bouldera 866 w tym połączeniu było czyste, pełne i plastyczne. Solidny bas od początku robił wrażenie. Łączył cechy, które mogą się podobać najbardziej – wielką moc i rozsądną kontrolę, bez efektu przyciemniania obrazu muzycznego. Wyraźnie zaznaczona stopa rytmiczna pozwalała uniknąć ociężałości. Stereofonia została lepiej dopracowana w aspekcie głębi niż szerokości. Boulder bez problemu różnicował coraz dalsze plany, przysuwając pierwszy dość blisko do słuchacza. Szerokość sceny mieściła się w standardzie. Dźwięki bez problemu przekraczały granicę bazy, choć nie tworzyły jeszcze stadionowej atmosfery.
W akcie drugim Boulder wystąpił jako endpoint Roona...W porównaniu z aktem pierwszym brzmienie nie straciło muzykalności, choć zaokrągliło się i złagodniało. Szczegółowość pozostała na podobnym poziomie, jednak wtapiała się jakby w nieco miększe tło. Boulder dążył do uzyskania efektu wypełnienia dźwiękiem całego pokoju. Skutkiem ubocznym była mniejsza eteryczność.
Akt trzeci to Boulder 866 jako odtwarzacz plików z nośnika USB. To praktycznie ten sam poziom brzmienia co w akcie I, z użyciem wysokiej klasy odtwarzacza CD. Różnice, owszem, były, lecz nie typu „lepiej- -gorzej”, tylko „trochę inaczej”. Pliki miały nieco więcej powietrza i precyzji, ale ustępowały płycie pod względem płynności. Bas okazał się równie głęboki, ale dysponował minimalnie lepszą kontrolą. Po raz pierwszy nie wiem od jak dawna czas poświęcony na słuchanie z plików w ogóle mi się nie dłużył. Boulder 866 każde nagranie odtwarzał tak starannie, że aż trudno było wyrzucić z głowy natrętnie powracające słowo „perfekcjonizm”.
I tak dochodzimy do aktu czwartego, czyli Bouldera w roli przetwornika dla transportu Accustic Arts Drive II...W ostatnim akcie Boulder zaprezentował dźwięk najbardziej dojrzały i wysmakowany. Już na wstępie rysuje lepszą scenę – wreszcie można docenić świetną szerokość. Do muzykalnej plastyczności i kultury dodaje audiofilski oddech, a brzmienie, nie tracąc pełni, zostaje teraz napowietrzone. Słuchając płyt prosto z transportu, podziwiamy łatwość i swobodę, z jaką wzmacniacz maluje średnicę, kreśli górę i kontroluje bas, jednocześnie nie zatracając neutralności. Dźwięk zachowuje wybitną jakość, ale tak proporcjonalnie rozłożoną na wszystkie zakresy, że słuchacz nie tylko chłonie muzykę, ale także odczuwa ją jako oczywiste dopełnienie otaczającej rzeczywistości. Wszystkie walory brzmieniowe zaprezentowane we wcześniejszych aktach teraz zyskują jeszcze większy połysk, a całość wzbogaca się zupełnie nowym wymiarem świeżości i czystości. W basie odczuwa się wyraźny przyrost mocy i kontroli. Wyższe partie zachowują czarującą lekkość.
Link do recenzji: Boulder 866 – Hi-Fi i Muzyka
Recenzja Boulder 866 w Audio
Boulder 866 nie błyszczy i nie męczy, można sobie wyobrazić, że to wzmacniacz "przezroczysty", zajmujący się tylko wzmacnianiem, a nie modelowaniem. Można to uznać za ostrożność, można za bezkompromisowość. Charakter nie zmienia się wraz ze zmianą głośności, tutaj dotykamy kolejnej zalety 866.
Gdy się już do zasad dźwięku Boulder 866 przyzwyczaimy, będziemy przy nim zarówno odpoczywać, jak i odbierać pozytywne emocje. Zaangażowanie będzie optymalne, niewyczerpujące do długich sesji i wypośrodkowane do każdej muzyki.
Boulder 866 wszystko robi bardzo dobrze, ale jak muzyk sesyjny, poważny i odpowiedzialny, a nie kapryśny artysta, któremu zdarzają się wzloty i upadki. Zarazem kontrola w zakresie niskich częstotliwości wiąże się z doskonałym prowadzeniem rytmu.
Dźwięk jest naturalny i żywy, a plastyczny w takim zakresie, że mógłbym tego określenia tym razem nie używać..., gdyż nie "klei się do uszu" ani nie stawia liderów przed nosem, zapewnia czytelność, stabilne pozycje pozornych źródeł dźwięku i ich "kształtność".
Podobnie z przestrzenią - wolną od efekciarstwa, zwłaszcza od "wychodzenia" do przodu, prawidłowo rozbudowaną w głębi, rozciągniętą płynnie, pokazującą nagranie, a nie własną kreację. Czasami jest więc mgliście, czasami przejrzyście.
Słabsze nagrania nie będą dla nas męką, tylko pozostaną ze swoimi problemami, którymi 866 w żaden sposób się nie zajmie - nie będzie ich retuszował ani piętnował.
Gdy puścimy kawałki dynamiczne, czyste, o wysokiej rozdzielczości, usłyszymy różnicę. Dla Bouldera 866 nie ma materiału zbyt trudnego i gęstego, ale same parametry nie zapewnią nam wielkich przeżyć.
Link do recenzji: Boulder 866 – Audio
Recenzja Boulder 866 w Soundrebels.com
Bez najmniejszych wycieczek w stronę siłowego przyciągania słuchacza jako oznaka zakorzenionej w poprzedniku pewnego rodzaju agresji, tylko stworzenie spektaklu, który swoją swobodą i niewysilonymi emocjami samoczynnie przywołuje zawarte w jego wnętrzu pokłady romantyzmu. Oczywiście to nie oznacza, że gdy wymagał tego materiał, Amerykanin nie potrafił wywołać zamierzonego przez artystów zderzenia ze ścianą kakofonii. Co to to nie, czego świetnym przykładem była przywołana jako pierwsza produkcja jazzowa Zorna, a idealnym potwierdzeniem pojawiające się co jakiś czas podczas tego realizowanego na żywo przedsięwzięcia muzycznego, wykonywane w pełnym składzie tak zwane jazdy bez trzymanki. Po prostu wzmacniacz grał znacząco równiej i dzięki temu z łatwością dozował zawarte w utworach czy to w pełni zgodne z myślą danego krążka złe lub pozytywne emocje.
Wszystko było podane jak na dłoni, jednak z nutą lekkości, a nie brutalnego wtłaczania mi do ośrodka zarządzania ciałem, co czasem zdarzało się w teście sprzed trzech lat. I gdybym miał się do czegoś na siłę przyczepić, na tle powyżej wyartykułowanych plusów ze swojej strony oczekiwałbym szczypty niezbędnego w pokazaniu głębi i magii damskiej wokalizy, ciepła. Niestety inżynierowie zza oceanu na to nie poszli. Zostawili temperaturę grania na poziomie raczej bliższej neutralności, co w oparciu o brak najmniejszych oznak szkodliwego chłodu oceniam jako inny niż mój punkt widzenia na to samo wydarzenie, a nie problem jako taki. Jak wiadomo, nie da się zadowolić wszystkich, jednak ważnym jest, aby swoim stanowiskiem nie zniechęcać, co w tym przypadku w moim odczuciu znakomicie się udało wprowadzić w życie.
Bez nawet najmniejszych oznak nerwowości, czy podkręcania tempa akcentuje timing i ukrytą przed oczami/uszami postronnych, przypadkowych widzów/słuchaczy mikrodynamikę. A właśnie, co do dynamiki, to Boulder niby z pozoru taki nieśmiały i uładzony a gdy tylko dostanie do wzmocnienia odpowiedni materiał, to … klękajcie narody. I to zarówno przy klasyce w stylu wybornej symfoniki serwowanej przez 2L na „Reflections” Trondheimsolistene, jak i będącym moim rówieśnikiem kipiącym od emocji jazzowym „Alleycat” Nucleus, co szczególnie wyraźnie słychać na „Splat” gdzie perkusyjne szaleństwo okraszone dęciakami i pulsującym basem nie pozwala nawet na chwilę wytchnienia.
Najwyższa pora na finał. Bez zbędnej kurtuazji i owijania w bawełnę muszę przyznać, iż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuje, że Boulder tytułowym modelem 866 Integrated zapoczątkowuje nową generację swoich urządzeń. To już nie jest tak jednoznacznie nastawione na impet i uderzenie granie jak w dotychczas przez nas recenzowanych egzemplarzach. W jego brzmieniu jest zdecydowanie więcej wyrafinowania , choć w parze z nim wzrastają również wymagania co do jakości pozostałych elementów toru, w którym przyjdzie mu pracować, jak i repertuaru jakim będziemy go karmili. Może i jego obecność nieco przewietrzy naszą pliko- i płyto-tekę, jednak gwarantuję, iż te pozycje, które zwycięsko przejdą próbę z 866 będą cieszyć co najmniej podwójnie. Jest to zatem niezbity dowód na to, że warto czasem przedłożyć jakość nad ilość a że ekipa z Louisville była na tyle miła, że nowszy, mocniejszy i de facto lepszy od swojego poprzednika model oferuje w niższej, aniżeli wcześniej cenie, to przejawem trudnej do wytłumaczenia niefrasobliwości byłoby pominięcie go w ramach poszukiwań docelowej amplifikacji.
Link do recenzji: Boulder 866 – Soundrebels
Recenzja Boulder 865 w Hi-Fi i Muzyka
Po tych kilku dniach zdałem sobie sprawę, że czeka mnie trudne zadanie. Będę musiał opisać świetne brzmienie, pomimo tego że producent jakby z premedytacją chciał mnie od tego odwieść. Innymi słowy: Boulder 865 to wzmacniacz, który „znika”. Nie ma żadnej charakterystycznej cechy rozpoznawczej. Niczego nie eksponuje, niczym nie stara się uwieść. Jest jednym z nielicznych znanych mi w high-endzie przypadków realizacji idei „drutu ze wzmocnieniem”, bez żadnej dodatkowej przyprawy! Dla niektórych to powyższe zdanie może się okazać wystarczającą rekomendacją. Pozostali będą oczekiwać więcej szczegółów. Spróbujmy. Kluczowe słowa, jakie określają amerykański piec, to: neutralność, przejrzystość oraz obiektywizm. Każde wymaga osobnego komentarza.
Drut ze wzmocnieniem. Bezwzględny obiektywizm i purystyczna neutralność. Czyżby spełnione marzenie każdego audiofila? Wielu na pewno.
Boulder niczego nie śrubuje – on gra w punkt. Wbrew pozorom, stworzenie takiego „zwykłego” obrazu dźwiękowego jest nie lada sztuką. Trzeba mieć audiofilski warsztat opanowany w stopniu arcymistrzowskim. Bo kiedy chcemy zrobić neutralne brzmienie, a nie potrafimy poskromić basu czy sopranów według precyzyjnie określonej recepty – to ryzykujemy otarciem się o karykaturę. A skoro najtańszy wzmacniacz amerykańskiej firmy brzmi tak, jak brzmi, to znaczy, że jego konstruktor musiał opanować tajniki high-endowego brzmienia już dawno temu. Boulder jest do bólu obiektywny. Nie ma własnego charakteru; niczego nie narzuca. Nie przymila się słuchaczowi; nie upiększa. Potrafi zachować wzorcową równowagę między kontrolą i miękkością. Jeżeli ktoś właśnie tego szuka, to amerykańska integra może się okazać końcem poszukiwań. Podejrzewam też, jakich argumentów będą używać ci, do których brzmienie 865 nie trafi: brak emocji, namiętności, pasji. No cóż, odpowiedź jest tylko jedna. Emocje, namiętność i pasja tkwią w samej muzyce. Jeśli chcecie je dostać od elektronicznego urządzenia, to rozejrzyjcie się gdzie indziej. Boulder pokaże wam prawdę, a nie świat przez różowe okulary. Sam z siebie nie wygeneruje żadnej wirtualnej namiętności – zdecydowanie woli stoickie opanowanie. Nie ma własnej filozofii? Ależ ma właśnie – puryzm, czyli dokładne odmierzenie opanowania i stanowczości. Na koniec kwestia, która zawsze zwraca moją uwagę: w jakim stopniu urządzenie selekcjonuje nagrania. Wiele razy zachwyt jakością brzmienia sprzętu studziło rozczarowanie, gdy lubiana płyta traciła część swego uroku, bo konstruktorzy postanowili obnażyć pracę jej realizatora. Boulder okazuje się prawdziwym dżentelmenem. Owszem, różnicuje jakość nagrań, ale nie dyskwalifikuje tych słabszych. Przeciwnie, stara się je ukazać z klasą i szacunkiem. A to duży plus dla posiadaczy sporych zbiorów płytowych.
Link do recenzji: Boulder 865 – Hi-Fi i Muzyka
Recenzja Boulder 865 w Highfidelity.pl
„Budżetowy” wzmacniacz Bouldera zaczyna granie mniej więcej tam, gdzie wiele innych marek, nawet ze swoimi najdroższymi urządzeniami, nie potrafi pomimo wieloletnich starań doskoczyć. Określenie „high end” jest dziś często nadużywane, ale jeśli już jakieś urządzenie naprawdę na nie zasługuje to właśnie wzmacniacz zintegrowany 865 amerykańskiej marki.
Jakość basu, jak pisałem wcześniej, była spodziewana. Tylko co zresztą pasma? Ujmując rzecz krótko: w niczym nie ustępuje dołowi. Ta integra oferuje niesamowicie równe i spójne brzmienie. Bas oczywiście jest bardzo efektowny i zaspokoi potrzeby nawet tych, którzy poszukują przede wszystkim potężnego, ale i doskonale kontrolowanego łupnięcia. Dla pozostałych najważniejsze będzie, że ani średnica, ani góra nie ustępują mu na krok. Zasłuchiwałem się zarówno w wokalach jak i preferowanych przeze mnie nagraniach akustycznych, a jedne i drugie to przede wszystkim dźwięki z zakresu tonów średnich.
Zbudowany jak czołg, świetnie wyglądający, prosty w obsłudze oferuje fantastyczne brzmienie nie narzucając jednocześnie własnego charakteru. Inaczej brzmiał z moimi kolumnami Ubiq Audio, a inaczej z GrandiNote. W obu przypadkach cechami wspólnymi były: wyrafinowanie, świetne różnicowanie, gładkość, płynność, spójność muzykalność i ekspresyjność brzmienia. Gdy natomiast zachodziła taka potrzeba dźwięk stawał się potężny, energetyczny, szybki, zwarty, sprężysty – po prostu dokładnie takie jak trzeba.
Słabsze strony? Poza faktem, że to nie jest urządzenie na moją kieszeń, nie stwierdziłem, bo brak wejść RCA, czy gniazda głośnikowe akceptujące wyłącznie widełki to oznaki bezkompromisowości konstruktorów, a nie wady tej integry. Jeszcze miesiąc temu sprawa była prosta – na pytanie pt.: „masz nieograniczoną ilość pieniędzy, jaki system kupujesz?” odpowiadałem, że kupuję dwa, jeden od Kondo a drugi kompletny od Tenor Audio i mogłem się jedynie zastanawiać co do wyboru kolumn dla każdego z nich. Pozycja japońskiej marki jest niezagrożona, ale jeśli TAK gra urządzenie otwierające ofertę Bouldera, to co robią te ze szczytu oferty? Strach się bać :)
Link do recenzji: Boulder 865 – Highfidelity.pl
Boulder 866
Nagrody
Boulder 866 – Hi-Fi i Muzyka – Nagroda Roku 2021

Boulder 865 – Hi-Fi i Muzyka – Wyróżnienie Roku 2018

Zobacz także
Boulder
Cennik
Cennik Boulder Amplifiers
Boulder
Dealerzy
Dealerzy Boulder Amplifiers